Archiwum 01 marca 2014


Wolny dzień
01 marca 2014, 18:30

 

Wolny dzień, od kilku dni planowałem to błogie lenistwo, jednak kiedy już nastało dobiła mnie dopołudniowa nuda i nawet Internet nie uratował sytuacji. Pora spaceru, może przynajmniej las będzie przyjaznym miejscem…, chociaż wątpię, mój pies zostanie spuszczony ze smyczy, więc będzie biegał za łaniami, zającami czy innymi lisami, a to raczej nie jest przykład jaki powinno się dać będąc na łonie natury z psem myśliwskim, na szczęście mam…, hehehe, pies ma kaganiec. Tak sobie tłumaczę, że nic nie zrobi, a tyle co się nabiega i utrzyma zdolności łowieckie, w końcu to rasowy myśliwy, to że jest albinosem tylko dodaje mu uroku..

Tak więc, jak uradziłem tak uczyniłem i kilkanaście minut, no może dwadzieścia później szedłem już ścieżką zagłębiając się w las, miasto zostawiłem za sobą. Pies lata luzem, już od dłuższego czasu nic ciekawego się nie przytrafiło, pomijając jastrzębia oraz dwa dzięcioły. Na razie nic, ale mamy czas…

Pies zniknął na ponad 20 minut od ostatniego pokazania się, jesteśmy już całkiem daleko…,  no może nie daleko, raptem kilka kilometrów od miasta, jednak wystraczająco daleko by zbierać się do powrotu nim się znowu rozpada.  Chyba nic nie będzie z dzisiejszego spaceru, przynajmniej dla mnie. Tak więc wracam. Pies, oczywiście ubłocony i zadyszany wraca i znów trzyma się w okolicy.  Widać, nie co dzień Artemida błogosławi, przecież i tak nie poluję, jednak…

Usłyszałem szelest przed sobą i kiedy podniosłem wzrok zobaczyłem tylko kilka białych tyłków, pies pognał za całym stadem. Zatrzymałem się na chwilę, ruszyłem nieco wolniej, trochę zdezorientowany tym, iż były tak blisko miasta, śpiące przy bagnisku. No nic, improwizowałem, jednak nie spodziewałem się tego, iż pies zagoni mi „pod strzałę” całe stadko, pięć pięknych łani galopowało pomiędzy drzewami, zatrzymałem się i podziwiałem chwilę, pognały dosłownie kilka metrów przede mną, za nimi pies, chwilę później zniknęli w lesie. Czekam, instynkt mnie nie zawiódł, nie dalej jak minutę czy dwie później, ponownie coś goni ze strony gdzie pobiegło stadko. Biegnie pojedyncza  sztuka, na mój widok zmienia kierunek, pies za nią. Ponownie znikają w lesie… Wracam do miasta, poczekam na obrzeżu lasu, aż się zmęczy. Obserwacja była piękna…, warta ryzyka, jednak Artemida pobłogosławiła wyprawę

Kolejnych kilka dni upłynęło pod hasłem monotonii oraz nudy. W końcu nadchodzi czwartkowa noc. W zasadzie cały dzień miałem w miarę dobry humor, oczywiście zwarzywszy na moje okoliczności, jednak wieczór był wyjątkowo cichy i spokojny. W końcu się położyłem spać.